Kilkudziesięciu kierowców tyskich trolejbusów rozpoczęło dzisiaj protest. Domagają się między innymi podwyżki wynagrodzenia. We wtorek w trolejbusach jeździli w specjalnych, niebieskich kamizelkach. Jak zapowiadają – jeśli sytuacja się nie poprawi – spór się zaostrzy.
Silesia Flesz w TVS od poniedziałku do piątku: 16.00, 17.45, 20.00 i 23.00
– Mogę powiedzieć na ten temat tyle, że od sześciu lat nie mieliśmy tutaj podwyżki. To chyba wyjaśnia wszystko – mówi nam jeden z kierowców tyskich trolejbusów.
Wśród postulatów strony związkowej jest między innymi podwyżka wynagrodzenia o 700 zł. Pracownicy chcą także utrzymania nagrody specjalnej tzw. „Krzysztofa”.
– Załoga jest niezadowolona z obecnej sytuacji, tym bardziej, że są tutaj pracownicy, którzy pracują od 20-30 lat i takiej sytuacji jeszcze nie było. W 2019 roku został zmieniony regulamin wynagradzania, gdzie dodatek z tytułu OC kierowcy, dodatek stażowy, ekwiwalent za węgiel i inne zostały włączone w nasz zarobek – mówi Marcin Kryta, ZZ Komunikacji Miejskiej i Transportu przy TLT.
Zarząd Tyskich Linii Trolejbusowych na propozycje związkowców raczej nie zamierza się zgodzić. W sprawie ma pomóc mediator.
– Żeby rozmawiać to trzeba zgłaszać postulaty realne. Nie takie, jak w tym przypadku, żądanie tak wysokich kwot, które biorąc pod uwagę to, że mamy pandemię, to, że dzisiaj komunikacja publiczna wozi powietrze, bo młodzież i dzieci nie chodzą do szkoły, galerie handlowe są pozamykane. W związku z tym to napełnienie pojazdów jest małe. W efekcie tego wpływy z biletów są niewielkie – mówi Marcin Rogala, prezes Tyskich Linii Trolejbusowych.
Związkowcy nie wykluczają strajku. W skrajnej sytuacji, na tyskie drogi pewnego dnia nie wyjadą trolejbusy.